wieczorami jestem kotem
spowita przez rozleniwienie
rozrzucona na kanapie
nieprzytomnie ponad wszystkim
nocami zmieniam się w jastrzębia
łapię sny jak ofiary
w ostrych szponach przetrzymuję
wspomnienia kilku śniadań
dnie spędzam jako słoń
płaczę i rozgniatam nadzieje
brak mi gracji i wdzięku
a wszystko to jest równie
nieistotne
co kolejny słoniowy szloch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz